Poznaliśmy się jeszcze w szkole. Taka młodzieńcza miłość. Nikt nie wróżył nam wspólnej przyszłości. A jednak w wieku dwudziestu paru lat wzięliśmy ślub. Żona nie mogła zajść w ciążę, ale miałem wrażenie, że totalnie jej to nie przeszkadza. Rozwijała bowiem swoją karierę zawodową, a ja stałem w miejscu. Na początku zupełnie mi to nie przeszkadzało. Czasem jednak widziałam jak bardzo zostaję za nią z tyłu. Nie tylko pod względem zawodowym, ale również mentalnym czy intelektualnym. Zaczęliśmy się rozmijać również tak po prostu ludzku. Coraz mniej tematów do rozmów, a co za tym idzie – coraz mniej kontaktu fizycznego.
Nigdy nie powiedziała mi, że jestem nieudacznikiem
Myślę, że na swój sposób było jej mnie żal. Nie chodzi nawet o to, że miała mnie za kogoś gorszego. Na swój sposób stawałem się jej obojętny. Wiedziałem, że jeżeli będzie tak dalej, to będziemy żyć jak obcy sobie ludzie. Próbowałem rozmawiać, ale ona twierdziła, że nie wie o co mi chodzi. Rzeczywiście, trochę było w tym racji. W końcu nigdy nie wypominała mi, że ja wracam o 14:00 z fabryki i spędzam czas w domu, a ona jeździ w zagraniczne delegacje i ciągle ma kolacje biznesowe z wielkimi biznesmenami. Na początku nawet chciała mnie zabierać na tego typu wydarzenia, ale odmówiłem. Nic dziwnego, że z czasem odpuściła.
To musiało się tak skończyć
Nawet nie obawiałem się, że ona zacznie mnie zdradzać. Po prostu najważniejsza była dla niej kariera. Każdy z sukcesów napędzał ją, a każdy kolejny krok wzwyż na drabinie kariery zawodowej dodawał jej coraz większych skrzydeł. Co ciekawe nie liczyły się dla niej nawet pieniądze czy władza. Po prostu jej ambicje były jakby ciągle niezaspokojone. W końcu to musiało się tak skończyć. Zacząłem coraz więcej popijać. Nie wyobrażałam sobie kolejnego samotnego wieczoru bez kilku puszek piwa czy drinków. W końcu nadszedł ten dzień, kiedy moja żona przyszła mi powiedzieć, że wyjeżdża na parę lat albo nawet na stałe do Nowego Jorku. Ona nie zapytała mnie, czy pojedziemy tam razem, ani czy pojadę tam z nią. Po prostu oznajmiła mi, że przeprowadza się sama.
Dziś mijają cztery lata od naszego rozstania, a 3 lata od rozwodu. Moja była żona pracuje w Nowym Jorku i wiem, że się z kimś spotyka. Ja zostałem w naszym mieszkaniu, które mi zostawiła i nadal spędzam tutaj czas sam. Czy byłoby inaczej, gdybym próbował za nią nadążyć? A może po prostu to nie była kobieta dla mnie i to ona spowodowała paradoksalnie, że hamowałem się przed rozwojem zawodowym i osobistym? Nie wiem.
Sprawdź także: Sygnały, które świadczą o tym, że w relacji chodzi mu tylko o jedno (mysli.pl)