Nie mogę powiedzieć, że pomiędzy mną a moim mężem było źle. Chyba nawet wręcz przeciwnie. Dobrze się dogadywaliśmy, było nam nie najgorzej w łóżku, ale chyba dawno już straciliśmy tę iskrę. Tłumaczyłam sobie, że to normalne. W końcu byliśmy kilkanaście lat po ślubie, mieliśmy dzieci i naszą codzienną rutynę. Wiem, że moje koleżanki zazdrościły mi mojego małżeństwa. Ja jednak już dawno czułam, że czegoś mi brakuje. Ekscytacji, szaleńczej przygody, tej adrenaliny. Gdy byłam młoda, uwielbiałam szaleć. Miałam mnóstwo mężczyzn, o czym do dzisiaj nie wie mój mąż. Marzyłam o tym, by wrócić do tamtych czasów. Niegdyś myślałam, że to niemożliwe. Przecież byłam już stateczną panią w średnim wieku. Bardzo się myliłam. Na wyjeździe z koleżankami do SPA okazało się, że mam w sobie jeszcze tę ikrę.
Babski wyjazd do SPA
Weekend w SPA planowałyśmy już od dawna. Wcześniej nie było okazji. W końcu każdy ma swoje życie i jest bardzo zajęty. A to rodzina, a to praca, czy problemy dnia codziennego. W końcu jednak zagoniłam towarzystwo do wyjazdu. Pojechałyśmy w 5 dziewczyn. Byłyśmy przyjaciółkami od lat. Znałyśmy się już od liceum i stale miałyśmy kontakt. Czułyśmy się przy sobie totalnie swobodnie. Ja pewnego wieczoru chyba za bardzo. Po całym dniu masaży i leżenia w jacuzzi, udałyśmy się wieczorem do baru. Wypiłyśmy po parę drinków i nieco “odpięłyśmy wrotki”. Dziewczyny zaczęły szaleć na parkiecie. Ja też, ale szybko zaczęłam rozmawiać z jednym z facetów, który patrzył się na mnie, odkąd weszłam do baru. Na początku nic przecież nie planowałam. Po prostu rozmawialiśmy, a że byłam lekko podchmielona, to gadka kleiła się niesamowicie. Naprawdę nie wiem jak to się stało, że znaleźliśmy się u niego w pokoju. Od początku chyba podświadomie widziałam, że tak to się skończy.
Wejście na wyżyny rozkoszy
Nasze zbliżenie było czymś niesamowitym. Nie pamiętam, kiedy ostatnio poszaleliśmy tak z mężem. Chyba nawet nigdy. Z nowo poznanym facetem było po prostu niesamowicie, zupełnie inaczej. To jak wejście na wyżyny rozkoszy. Bałam się, że się od tego uzależnię. Przecież chciałam wrócić do swojej codzienności, do rodziny, do męża. Czy mogłabym ich zostawić? Na pewno nie. Chodziło tylko o szaloną przygodę, choć jeszcze do dnia wyjazdu miałam sporo wątpliwości.
Już nigdy tego nie powtórzę
Tomasz, bo tak miał na imię nowo poznany mężczyzna, namawiał mnie do utrzymywania kontaktów. Mówił, że często przyjeżdża do mojego miasta w delegację i moglibyśmy się spotykać. Długo się wahałam, ale w końcu nie dałam mu swojego numeru telefonu. Wiedziałam, że tak będzie lepiej, choć w głębi duszy bardzo żałowałam, że już nigdy nie powtórzymy tego co w weekend.