Zdjęcia przywołują wspomnienia. U mnie nawet aż za bardzo przywołały te emocje, które już dawno powinny wyblaknąć jak czarno-białe fotografie. Porządkując strych, trafiłam na stary album. Kadry z matury, studenckich eskapad, pierwsze wakacje we Francji i jego portrety. Także te, które robiłam mu, gdy owinięty jedynie prześcieradłem z oczami pełnymi spełnienia, patrzył bezczelnie w obiektyw.
Zakochana na zbój
Nie byłam typem kochliwej dziewczyny. Ale dwa razy zakochałam się na zabój. Pierwszy raz w koledze z akademika – Tomaszu. Drugi raz w moim, już byłym, mężu. Miałam 21 lat, gdy na stołówce zaczepił mnie student z wyższego roku. Był wspa-niał-y: postawny brunet z orzechowymi oczami i bezczelnie flirtującym spojrzeniem. Dobrze, że siedziałam przy pomidorowej, bo nogi zmiękły mi na pewno. Wystarczyło kilka sekund, bym zakochała się na zabój.
Burzliwy romans w akademiku
Nasza znajomość rozwijała się błyskawicznie. Choć nie byłam jedną z “tych” dziewczyn, tydzień później wylądowaliśmy w łóżku. Mam wrażenie, że przez najbliższe pół roku z niego nie wychodziliśmy. Moje oceny znacznie się pogorszyły. Jego nie, bo z chłopięcym urokiem czarował wykładowczynie i wykładowców.
Był dla mnie całym światem. Nie chciałam spędzać czasu z nikim innym. Wydawało mi się, że przejdziemy razem przez życie. Łaknęłam go jak powietrza, a większość wspólnych chwil chciałam uwiecznić na fotografiach. Nasza miłość zaczęła się jak flesz lampy błyskowej i tak samo szybko zgasła. Pewnego dnia przyszedł i powiedział, że ma dość, znudził się. Tak, znudził.
Czas uleczył rany?
Rozsypałam się. Wyłam całując pozostałe po romansie fotografie. Nie mogłam zasnąć, a kiedy już się to udało, widziałam we śnie jego twarz. Gasłam. Od całkowitego roztrzaskania uratowała mnie ambicja, by skończyć studia i przyjaciółka, która zaraziła mnie pasją do pływania.
Codziennie uderzałam w wodę rękami i nogami, a wraz z przychodzącym zmęczeniem, odchodziły myśli o nim. Coraz częściej mijałam się na torze z pewnym chłopakiem. Widziałam, że mnie obserwuje. Ja też zerkałam w jego stronę.
Nowa miłość
Umówiliśmy się. Potem drugi, trzeci raz. Było nam wspaniale. Znów zakochałam się na zabój. Po dwóch latach randkowania wzięliśmy ślub. Urodziła się nam śliczna córka. Byliśmy szczęśliwi. Po 20 latach uczucie nieco osłabło.
Usłyszałam gdzieś, że warto zmienić coś w swoim życiu, zaczynając od porządków w domu. Tak zrobiłam. Zaczęłam od strychu. Wśród stosu pudeł znalazłam stary album. Otwarła i natychmiast zapomniałam o sprzątaniu. W zdjęcia Tomasza wpatrywałam się jak zahipnotyzowana.
Spotkanie po latach
Odczuły dawne uczucia. Co dziwne, tylko te dobre. Poszukałam go w mediach społecznościowych. Znalazłam, napisałam. Odezwał się bardzo szybko. Okazało się, że mieszka w sąsiednim mieście i czasem interesy sprowadzają go w moje okolice. Umówiliśmy się na kawę.
Na spotkanie szłam rozedrgana jak przed pierwszą randką. Muśnięcie jego warg w policzek sprawiło, że zadrżałam. Opowiadał, że ma zamiar się rozwieść, że ma dwóch synów, sporo pracuje i nadal o mnie myśli. Od prawie ćwierć wieku nie może o mnie zapomnieć.
Powrót romansu
Znów mnie zahipnotyzował sobą. To był pełen pasji, tajemnic, wyczekiwania i spełnienia rok. Odżyłam. Choć zbliżałam się do pięćdziesiątki, czułam się jak nastolatka.
Bałamucił, czarował, opowiadał o wspólnej przyszłości. Ja, dojrzała kobieta, która powinna pamiętać, co zrobił mi przed laty, słuchałam go jak zaczarowana. Zaczęłam myśleć o rozwodzie. Przestałam dokładnie ukrywać dowody zdrady przed mężem. W końcu i tak chciałam od niego odejść.
Smutny koniec
Mąż odkrył mój romans. Najpierw się wściekł, potem załamał. Odszedł. Zadzwoniłam do mojego kochanka. Zapytałam, jak sprawa jego rozwodu. Odpowiedział wymijająco. Miesiąc później był u mnie w domu. Przywiózł bukiet kwiatów. Myślałam, że chce się oświadczyć, a on zerwał znajomość. Znudził się. Mówił, że monogamia nie jest dla niego.
Powinnam była pamiętać, że od zawsze uwielbiał skakać z kwiatka na kwiatek. Taki był i taki pewnie umrze. Ja umieram z samotności. Może mąż mi wybaczy. Nie wiem. Błagam go o przebaczenie.
Imiona zostały zmienione. Wasze historie – redakcja@mysli.pl