Czasem myślę, że los, tym co mnie spotkało, pokarał mnie za to, że byłam zbyt szczęśliwa. Tak, wiem. Brzmi to bardzo absurdalnie, ale jak inaczej wytłumaczyć to, że mój ukochany mąż i pięcioletnia córeczka zginęli w wypadku samochodowym, gdy ja czekałam na nich w kuchni naszego domu i piekłam drożdżówki?
Chciałam żyć spokojnie
Kacpra poznałam już w szkole. Chodziliśmy do równoległych klas i jakoś niespecjalnie za sobą przepadaliśmy. Każdy z nas należał do innej paczki przyjaciół. Czasami widywaliśmy się na jakichś imprezach czy mniejszych posiadówkach, ale nigdy nas do siebie jakoś specjalnie nie ciągnęło. To zmieniło się, gdy po studiach wróciłam do rodzinnego miasta. Bardzo tęskniłam za rodziną. Po drugie w firmie rodzinnej czekało na mnie całkiem niezłe stanowisko pracy. Nie chciałam robić wielkich karier w stolicy czy za granicą. Pragnęłam być blisko ukochanych osób i po prostu żyć spokojnie.
Pierwszy krok do miłości
Wbrew pozorom sporo moich szkolnych znajomych zostało w naszych rodzinnych stronach. Dzięki temu miałam z kim spędzać czas po pracy. Kiedyś umówiłam się z dwiema koleżankami w lokalnej kawiarni. Przy sąsiednim stoliku siedział Kacper razem ze swoją siostrą. Od razu go poznałam, uśmiechnęliśmy się do siebie i przywitaliśmy się. Tak naprawdę nie za bardzo się znaliśmy, ale to nie przeszkodziło mu zaprosić mnie potem do znajomych na Facebooku i do mnie napisać. I tak to się zaczęło. Wkrótce i my umówiliśmy się na kawę i to był pierwszy krok do zbudowania naszego związku opartego na miłości i szacunku.
Szczęście, którego nie da się opisać
Nigdy nie sądziłam, że poznam tak wspaniałą osobę. Kacper był spełnieniem moich marzeń. Przystojny, z poczuciem humoru, odpowiedzialny, troskliwy i długo jeszcze można by mówić. Przede wszystkim bardzo chciał tego, co ja – rodziny. Dlatego, gdy się oświadczył, zapytałam go, czy nie warto już zacząć starać się o dziecko. W końcu obydwoje o nim marzyliśmy. Tak też się stało. Szybko zaszłam w ciążę. W międzyczasie wzięliśmy ślub, a nawet urządziliśmy małe, ale przepiękne wesele. Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam tego wyrazić słowami. Myślałam, że lepiej już być nie może. Myliłam się. Wkrótce czekał mnie najpiękniejszy dzień mojego życia – dzień, w którym urodziła się moja córeczka, Natalka.
Wdzięczność za to co jest
Kacper stawał na wysokości zadania, abyśmy szybko mogli zamieszkać w naszym domu. Na jego rodzinnej działce stanął niewielki budynek. W zupełności jednak spełniał nasze potrzeby i oczekiwania, wkrótce zamieszkaliśmy tam razem – w trójkę. Po macierzyńskim dość szybko wróciłam do pracy, ale na szczęście bez problemu godziłam to z wychowaniem Natalki. Kacper pracował sporo, ale każdą wolną chwilę poświęcał nam. Natalka rosła jak na drożdżach, a my stale staraliśmy się o drugie dziecko. Nie wychodziło nam, ale nie poddawaliśmy się. Wiedzieliśmy, że mamy naszą ukochaną córeczkę. Jeżeli tak ma być, że mamy już nie mieć drugiego dziecka, to nie szkodzi. Największe szczęście już nas dotknęło i postanowiliśmy być za to wdzięczni.
Zginęli w wypadku samochodowym…
Ten tragiczny dzień wydarzył się kilka dni po piątych urodzinach Natalki. Nawet nasz dom był jeszcze przystrojony balonami, a w lodówce znajdowały się jeszcze niedojedzone przekąski po kinderbalu. To była sobota. Kacper i Natalka pojechali na chwilę nad jezioro. Ja tego dnia nie czułam się najlepiej, więc postanowiłam zostać w domu i upichcić coś dobrego moim najbliższym. Zabrałam się za ulubione drożdżówki Natalii – z budyniem i kruszonką. Po południu mieliśmy iść na imieniny do mojego taty. Wstawiałam bułki do piekarnika, gdy dostałam telefon od siostry, że przy jeziorze był wypadek, w którym zginął mężczyzna i dziecko – najprawdopodobniej Kacper i Natalia.
Odzyskanie sensu życia
Kolejne dni pamiętam jak przez mgłę. Byli ze mną moi rodzice i moja siostra. To oni wraz z rodziną Kacpra zajęli się formalnościami pogrzebowymi. Byłam obecna na uroczystości, ale niewiele z niej pamiętam. Nie potrafię opisać swojego bólu. Byłam ciągle jak otępiała. Stale też wymiotowałam i nieustannie chciało mi się spać. Zrzucałam to na karb silnych przeżyć. W pewnym momencie jednak coś mnie tknęło i postanowiłam wykonać test ciążowy. Ten wskazał dwie kreski. Przeszedł mnie dreszcz. Wiedziałam, że to prezent od mojego ukochanego męża i ukochanej córeczki.
Miałam dla kogo żyć. I choć wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie same i nigdy nie będzie szczęśliwe, to jednak nagle nabrało sensu na nowo. I za to jestem wdzięczna.
Sprawdź także: Poczucie winy nie daje Ci spokoju? Wiemy, jak skutecznie się go pozbyć (mysli.pl)
Imiona zostały zmienione. Wasze historie – redakcja@mysli.pl