Mam 47 lat, a w moim życiu wydarzyło się tyle, że życiorysem mogłabym obdzielić kilku staruszków. Zawirowaniom w życiu uczuciowym towarzyszyły codzienne dramaty i przejścia. Dziś jestem w związku małżeńskim z moim szwagrem.
Trudny start
Mam na imię Agata. Zwyczaje imię i dzieciństwo też początkowo zwyczajne. Kochający się rodzice, skromny, ale nie ubogi dom. Dużo planów i radości. Wszystko przerwał koszmarny wypadek taty. Wyjechał rano do pracy w piekarni na rowerze. Kilkaset metrów od domu potrącił go pijany kierowca. Zmarł mamie na rękach.
Miałam dziesięć lat i zawalił mi się świat. Mamie jeszcze bardziej. W ciągu kilkunastu minut z ciepłej, kochającej osoby zamieniła się w emocjonalną mumię. Nie potrafiła poradzić sobie z traumą. Nadal o nas dbała, ale i ja i moja dwójka starszego rodzeństwa czuliśmy, że zamknęła się na nas i cały świat.
Potrzeba miłości
Bardzo potrzebowałam miłości i uwagi. Jako 17-latka zaczęłam uprawiać seks z przypadkowymi chłopakami. Na szczęście nie skończyło się nieplanowaną ciążą, ale leczeniem u specjalisty od chorób wenerycznych już tak. To mnie chyba otrzeźwiło. Opamiętałam się. I w dodatku naprawdę się zakochałam. Staś był wspaniały: ciepły, dobry, pracowity, marzył o rodzinie.
Za mąż wyszłam mają dwadzieścia lat. Szybko urodziłam córkę, a później syna. Dorabiałam szyjąc w domu, mąż pracował w urzędzie. Zaczęliśmy budowę domu. Było naprawdę dobrze. Cieszyliśmy się dziećmi. To dla nich chcieliśmy jak najszybciej wykończyć dom. Po pracy mąż biegł na budowę i do późnej nocy murował, tynkował, malował…
Koszmarny rok
Była wiosna, a nasz dom prawie gotowy. Planowaliśmy, że wprowadzimy się pod koniec roku. Oczyma duszy widziałam nasze pierwsze Boże Narodzenie we własnym gniazdku. Choinka, zapach ciasta, biegające dzieci i siedząca przy stole rodzina. Na honorowym miejscu moja mama i teściowa, którą szczerze pokochałam.
W połowie maja wiedziałam już, że teściowej nie będzie z nami. Zasnęła przed telewizorem i nigdy się już nie obudzi. Lekarze mówili, że pękł tętniak. Tuż po niej, chyba z tęsknoty, odszedł jej ukochany kot. Teść bardzo podupadł na zdrowiu. Nie był w stanie sam mieszkać, więc wprowadził się do niego jego samotny syn-młodszy brat Staśka.
Szwagier
Roberta, mojego szwagra, znałam bardzo dobrze, ale przez lata mieszkał w innej miejscowości i widywaliśmy się raz na jakiś czas. Po jego wprowadzeniu do teścia zaczęliśmy spotykać się częściej. Zapałałam do niego szczerą sympatią, bo był niemal kopią Staśka.
Największa tragedia
Jesienią dom już czekał na nasze wprowadzenie. Stasiek chciał jeszcze coś poprawić na dachu. Co go podkusiło, by tam wyjść? Nie wiem. Pamiętam tylko krzyk sąsiadki, która przyleciała, by poinformować mnie, że spadł z dachu. Biegłam jak szalona. Żył, ale był nieprzytomny.
Kolejny miesiąc spędziłam w szpitalu, modląc się o cud. W tym całym nieszczęściu bardzo pomagał mi szwagier i teść. Mimo błagań do Boga, mój mąż odszedł. Rozsypałam się, ale postanowiłam, że dla dobra moich dzieci, nie mogę zamknąć się jak przed laty moja mama.
Małżeństwo ze szwagrem
Robert otoczył mnie i moje dzieci opieką. Nie tylko pomocą w codziennym życiu, ale i ciepłym uczuciem. Dzieci od zawsze z resztą uwielbiały wujka. Nie sądziłam, że po śmierci męża będę chciała być w związku z kimś innym. Kiedy jednak niby w żartach teść rzucił: “powinnaś wyjść za Roberta, Stasiek by tego chciał”, zaczęłam nad tym myśleć.
Okazało się, że szwagrowi też ta myśl kołatała się po głowie. Porozmawialiśmy szczerze. Szczerze pogadaliśmy też z dziećmi. Wszystkim się to rozwiązanie spodobało. Dwa lata po śmierci męża zostałam żoną jego brata. Nie z namiętnego uczucia, ale szczerej przyjaźni i sympatii.
Ludzie różnie gadają. Olewam ich. Nam jest dobrze. Razem wychowujemy nasze wspólne dziecko i moje dzieciaki, których tatą był Stasiek. Mieszkamy w rodzinnym domu Roberta razem z teściem. Do domu, który budowaliśmy ze Staśkiem nie mam odwagi wejść…